Poniedziałkowa poezja dykcyjna

Specjalnie dla miłośników ,,Pana Tadeusz\’\’ fragment:

Karnawał w Soplicowie

Zagrano poloneza. Podkomorzy rusza
I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza
Podaje rękę Zosi odzianej w atłasy
Gdy wtem stanął i mruknął: – Cóż to za hałasy?
Faktycznie, w sali trwała wrzawa niepojęta,
Ci stronę asesora, ci brali rejenta,
Jedni byli za Kusym, drudzy za Sokołem,
Już też pierwsze butelki fruwały nad stołem,
Już Jankiel, który właśnie szedł podlewać kwiatki
Dostał nagle po pejsach półmiskiem sałatki,
Kiedy zacny ksiądz Robak wskoczył na kominek
I krzyknął: – Niech rozstrzygnie ten spór pojedynek!
– Tak racja, pojedynek! – goście zakrzyknęli
I obu adwersarzów ku sobie popchnęli.
Rejent za bok się schwycił, lecz nie miał rapieru
Więc warknął: – Ha, sprowadzę ja cię do parteru!
Jakoż i rzeczywiście, złapawszy za kłaki
Szarpnął i asesora stawił na czworaki,
Ten jednakże na atak odpowiedział godnie –
Dwakroć kłapnął zębami i przegryzł mu spodnie.
Ugodzony w słabiznę, biedny rejent z bolu
Wrzasnął, skoczył i zawisł był na żyrandolu.
Chwilę wisiał, jednakże żyrandol starawy
Urwał się i wpadł z trzaskiem we środek zastawy.
Rozprysły się po izbie mięsiwa i sosy.
Aromatyczne miody, treściwe bigosy.
Obie podkomorzanki spryskała musztarda,
Telimenie za dekolt wskoczyła pularda
Tylko co upieczona i jeszcze skwiercząca,
Ta zasię, gdy nie mogła wytrzymać gorąca
Zrzuciła przyodziewek, tracąc prawie zmysły,
Aż hrabia mruknął kwaśno: – Hm… biuścik obwisły,
Teraz widać dopiero, gdy braknie stanika,
Że przypomina uszy mojego jamnika,
Którym szczułem niedźwiedzie z Nalibockich lasów
Wraz z baronem Dreptakiem i z księciem Denasów!
Nie skończył jeszcze mówić, kiedy wpadł nań Ryków,
Skłębiony z całą kupą innych biesiadników,
Zaś staruszek Gerwazy wydał grzmiący poryk,
Wsadził w omszałą pochwę prastary scyzoryk
I mruknął, uśmiechnięty od ucha do ucha:
– Nu ot, miał być karnawał – wyszła rozpierducha!

Wersja II
I zawołał na widok walczących szlachciców:
– Chroń nas, Panie, od ognia, wojny i kibiców!