Tekst dykcyjny na poniedziałek

Pewien Tatar
Miał katar.
A Katarzyna,
Żona Tatarzyna,
Miała z nim małego syna.

Tatar-tata
Obowiązki spełniał kata.
Bał się kat zakatarzony
Katarzyny – kata żony!

Raz, gdy czytał Tatar akty,
Oślepł. Dostał katarakty.
Więc pobiegły Tatarzyny
Do katowej Katarzyny,
Referując sprawę tak tą:
– Kat ma problem z kataraktą!

Katarzyna, żona kata,
Pędzi wnet do kata brata.
(Brat ten miał wesoły cmentarz,
Kat, sprowadzał mu inwentarz.
Brata kata katakumby
Rozbrzmiewały dźwiękiem rumby.
W krąg słuchały Tatarzynki
Brata kata katarynki.)

Katarzynę przyjął szwagier, grając właśnie nowy szlagier.
Katarzyna wzięła brata
I pobiegła z nim do kata.

Szwagier rzekł tak katu-tacie;
– Bracie kacie, czemu łkacie?
– Lud pogardza – rzekł do brata –
Mymi czynnościami kata!
Mówiąc: \”Niech oceni plebs je\”,
Wpadł kat-tata w katalepsję.

Umarł.
Syn rzekł: Co u kata?
Kat katafalk już wygniata?

Sens tragiczny ma ta strofa
Taka kata katastrofa…